Obrazy z życia i podróży

I.WSPOMNIENIA WILNA.
I. SPOJRZENIE NA MIASTO I MIESZKAŃCÓW 1830 — 1835.
Niegdyś miało Wilno fizjognomją swoją własną, oryginalną, charakterystyczną, odrębną, której dziś bardzobyśmy w niem dostrzedz radzi; cóż, gdy teraz jak większa część
miast i miasteczek którym szczególne położenie jeograficzne, udzielne stosunki handlowe, napływ cudzoziemców nie nadają fizjonomij właściwej, podobne one do wielu a wielu innych, i
niczem się szczególnem nie odznacza. Nowożytne upiększenia miast, budowle, gmachy, drogi, mosty i t. p.
wszędzie są prawie jednakowe u nas, mieszkańcy różnych stanów powierzchownością do siebie się zbliżają i jedną bezfarbną całość stanowią, starożytności tylko nieco
wyszczególniają miasta, Wilno zaś z mnóstwa pamiątek starożytnych, niewiele bardzo zachowało nienaruszonych i nieprzeistoczonych, już to z koniecznej potrzeby, już to z niepojęcia
wartości pamiątek.
Wojny, pożary i sama niszcząca powolnie, niewidomie siła czasu skruszyła pomniki, po których wspomnienie głuche (na krótko) i miejsce (niepewne najczęściej) pozostało.
Na resztę niedobitków przyszli ci ludzie bez smaku i uczucia starożytności, którym się zdaje, że najlepiej się przysłużą pamiątkóm dawnym, gdy je odmalują na nowo i
przerobią tak, żeby się wydawały nowe.
I na gruzach wzbudzających wspomnienia, stanęły gmachy w żółtych sukienkach, na miejscu szczytów gotyckich, frontony greckie; gotyckie budowy pobielono, stare nagrobki wyzłocono na
nowo, wyrestaurowano — Ale to historją nie naszych tylko pamiątek — jest to już naśladowanie z francuzkiego — dajmy temu pokój.
Że wszystkich prawie stron od wjazdu nieosobliwie Wilno się wydaje, a od Lidzkiego gościńca najniekorzystniej, bo go się domyślając, niewidzim aż w bramy miejskie wjedziemy.
Jedziesz, jedziesz, powiadają ci, że miasto jest już blisko, wleczesz się po piaskach, chudemi szkapami z Jedlińskiej stacij wziętemi za wielkim targiem z pisarzem, co ich mimo
podorożnej dać niechciał, czujesz już miasto, po jego mefitycznej atmosferze, poznajesz je po dziadach ubogich siedzących nad drogą i śpiewających gdy się podróżny ukazuje,
dalszy ciąg wczoraj zaczętych godzinek; — poznajesz po spotkanych powozach widocznie miejskich, czujesz miasto tuż przed sobą; podnosisz się na siedzeniu zniecierpliwiony — nic
niewidać: a gdy upadłeś znowu kwaśny i zły, postrzegasz rogatki przed sobą, oglądasz się, jeszcze niema miasta — Już przecie wjechałeś do niego i niewiesz kiedyś wjechał,
jakim cudem cię otoczyło nagle.
Od Pohulanki i Trok zjeżdżając z góry przynajmniej całość tych ściśnionych w dole między górami murów spostrzedz możesz i policzyć wieże kościelne wyglądające
(przepraszam za porównanie) jak palce z podartej rękawiczki. Nad miastem panują góry trzykrzyska, zamkowa i bekieszowa, ono opasane niemi, ściska się nad rzekami w dole zamknięte.
Wieża S. Jańska, ten kolos przez Jezuitów wystawiony, Augustjańska, szczyty kościołka S.
Anny i wiele innych wybiegających w górę strzał kościelnych, ukazuje się po nad piętrzącemi dachami.
Z góry poglądając na ten ścisk domów bez żadnego pobudowanych wdzięku, ledwie dójrzysz ciasnych ulic, przeciskających się jak strumyki pomiędzy skałami.
Możnaż uwierzyć patrząc na to, że w XVI.
już wieku, była tu mowa, były urządzenia o prowadzeniu ulic pod sznur.
Mówiłem już że w fizjognomij Wilna niema nic oryginalnego.
Domy stare nawet niemają charakteru i oryginalności; domy nowe ładne są, ale także bez charakteru, takich domów pełno wszędzie, gdzie tylko Bóg po-
karał uczonym architektem i
wzorami sztychowanemi budowli, równie stosownych dla Stockolmu, Paryża, Londynu i Wilna; bo w żadnem z tych miast, nie oburzających kształty swemi, ale nic zastanawiających tez
stosownością swoją do potrzeb miejsca, klimatu, obyczajów. Ulice Wilna po większej części nieregularne są, ciasne i ciemne, zaułki ciasniejsze i ciemniejsze jeszcze.
Pragnącym oryginalności koniecznie, zalecamy żydowskie wązkie zaułki, tu charakteru nie brak.
Kościołów nowych tak jak niema, za to stare są wybornie poodnawiane, tak że do starych i do nowych nie podobne; cechują je tylko(wyjmuję dwa Bernardyńskie) wieże, ciężkie,
niesmacznie ozdobione, widocznie XVII i XVIII wieku. Na niektórych z nich kwitną wmurowanych wazonach, blaszane kwiaty, zasadzone sto lat temu; wyobraźcie sobie, jak to zdobi!
Widzisz z góry wielki kościół S.
Jański, gmach bez kształtów widocznych, z wieżą panującą po dziś dzień, jak tu niegdyś panowali Jezuici, i przylepionym gankiem odmiennego smaku i
stylu.
Katedra piękna, ale zimno piękna, bo jej główna cecha pięćsetletnia starożytność, znikła całkiem w odnowieniu pod czystą i prostą sukienką dorycką Gucewicza.
Jest to jakiś pantheon, nic Katedra Jagiełłowa, nie Witoldowy grób — ledwie kopuły kaplicy i odpowiednia jej druga, napominają, ze to Kościół i że Zygmunt III.
pobożną swą rękę, przyłożył do niego. Ale tem smutniej widzieć ślad po Zygmuncie gdy go niema po Jagielle i Witoldzie.
1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 | 61 | 62 | 63 | 64 | 65 | 66 | 67 | 68 | 69 | 70 | 71 | 72 | 73 | 74 | 75 | 76 | 77 | 78 | 79 | 80 | 81 | 82 | 83 | 84 | 85 | 86 | 87 | 88 | 89 | 90 | 91 | 92 | 93 | 94 | 95 | 96 | 97 | 98 | 99 | 100 | 101 | 102 Nastepna>>